ZeroGravity - Misplaced Moments

ZeroGravity - Misplaced Moments

Wydawca: ZeroGravity
Rok wydania: 2011

  1. Disclosure
  2. Second Betrayal (Part 1)
  3. Second Betrayal (Part 2)
  4. Inner Ruins
  5. Paved With Good Intentions
  6. Webshards
  7. Swimming Ashore
  8. Blind Into The Stare
  9. Rest Denied
  10. Life Formula

Skład: Sven Dupon - śpiew, gitara; Alex Vanhaesendonck - gitara, chórki; Marc Beckers - gitara, instrumenty klawiszowe; Dirk Vollon - gitara basowa; Pieter Belmans - perkusja

Produkcja: ZeroGravity

Penetrując tereny progresywne najczęściej trafia się na różnego rodzaju klony Dream Theater, czasem jednak zdarzy się coś całkowicie odmiennego. Takim wyjątkiem jest belgijski zespół ZeroGravity, który choć klasyfikowany jest jako grupa progmetalowa, z racji grania dość łagodnego łatwiej byłoby chyba podczepić pod gatunek rocka progresywnego.

ZeroGravity dało o sobie znać w 2003 r. nagrywając pierwszą demówkę o tytule Synchronicity. Zebrała ona recenzje pozytywnie rokujące na przyszłość, więc po drobnych przetasowaniach w składzie (no, może nie tak drobnych, bo zmiana wokalisty zawsze jest zauważalna, poza tym pozbyto się też jednego z klawiszowców - było ich wcześniej dwóch! ) ekipa zabrała się do dalszej pracy. Jej efektem była kolejna czteroutworowa demówka, zatytułowana Passages i wypuszczona w świat w 2005 r. W kolejnych latach formacja dużo koncertowała, eksperymentując w międzyczasie z różnym strojeniem gitar, co w sumie daje ciekawe efekty. Pełny długogrający debiut mimo iż pierwotnie planowany był na rok 2009, ukazuje się finalnie w 2011. Misplaced Moments wyróżnia się z tłumu progmetalowych wydawnictw pod wieloma względami. Przede wszystkim przytłaczająca część materiału utrzymana jest w tempach wolnych. Inną specyficzna cechą zawartych tu kompozycji jest ich klimat - są one bardzo nastrojowe, spokojne i... relaksujące. Do tego dochodzi nadzwyczaj jak na ten gatunek muzyki łagodne brzmienie gitar. Można sobie wyobrazić Pain Of Salvation czy Lebowski, ale zagrane jeszcze lżej. Nieco ponad trzyminutowe, całkowicie instrumentalne Disclosure doskonale wprowadza słuchacza w nastrój albumu. Z jednej strony grupa gra bardzo oszczędnie, bez fajerwerków i popisów, z drugiej od razu słychać, że wszystkie aranżacje są bardzo przemyślane i gustownie poukładane. Dominują czyste brzmienia gitar wysunięte na pierwszy plan, cięższe gitary schowane są gdzieś w tle, w dodatku grają bardzo wolno. Temu wszystkiemu partie instrumentów klawiszowych dodają nieco ambientowego klimatu. Utwór od samego początku był jednym z moich faworytów z tego krążka. Second Betrayal (Part 1) wydaje się już być ostrzejsze, przynajmniej brzmieniowo, bo galopad żadnych i innych szaleństw tu też nie uświadczymy. Środek ścieżki przypomina mi nieco dokonania naszego rodzimego Lebowskiego, może to przez te wstawki jak z jakiegoś filmu czy snu. Głos wokalisty też brzmi łagodnie, czym pasuje do reszty instrumentów. Trochę czasu zajęło mi przyzwyczajenie się do niego, bo na co dzień słucham gardłowych śpiewających w inny sposób, ostatecznie jestem na "tak". Dalej następuje Second Betrayal (Part 2), która dzieli z poprzedniczką tempa i klimat, aczkolwiek melodie są tu oczywiście inne. W chwili obecnej, kiedy piszę tę recenzję, jest akurat środek dnia, ale tak się zastanawiam, jak mocarnie ten numer musi brzmieć bliżej wieczora, a w każdym bądź razie gdy za oknem będzie ciemniej. Mroki ścieżki rozjaśnia chyba tylko bardziej radosna gitarowa solówka. Niemal dziesięciominutowe Inner Ruins zapowiada rzecz dużo szybszą i jakby skoczniejszą od wcześniejszych propozycji ZeroGravity. Zespół jednak nie zamierza długo wytrzymywać w podskokach i w dalszej części ścieżki zwalnia. Podobają mi się aranżacje powstałego w ten sposób tworu, zwłaszcza fakt, że żaden z muzyków nie wysuwa się przed szereg i znów wszystko bardzo gustownie się ze sobą komponuje. Następne w zestawie, instrumentalne Paved With Good Intentions to raczej taki swego rodzaju przerywnik. Kawałek trwa nieco ponad dwie minuty, a jego lwią część stanowią "kosmiczne" dźwięki wygrywane przez klawisze i dopiero za połową mamy trochę brzmień pianistycznych. Jak się okazuje, jest to dobre wprowadzenie do Webshards, gdzie właśnie będzie bardzo nastrojowo i gdzie prym będą wiodły klawisze stylizowane na pianino. W okolicach połowy nagrania powracają patenty znane już z wcześniejszych kompozycji, co daje efekt miłego dla ucha deja vu. Początek utworu Swimming Ashore przywodzi mi z jakiegoś powodu na myśl dokonania ekipy Scale The Summit, może to przez te chwilowo przyciężkawe, progmetalowe gitary. Grupa wciąż pamięta jednak, że z góry narzuciła sobie zadanie grania raczej lekkiego i środek numeru jest już łagodniejszy. Rest Denied znów może uchodzić za klimatyczną wstawkę, wprowadzającą do płyty elementy mroku. Kiedy słucha się tego, przed oczami staje swego rodzaju niepokojący spokój - niby wiemy, że sytuacja jest jeszcze pod kontrolą, ale czujemy, że za chwilę wydarzy się coś złego. Wszak czymże złym może być nadchodzące Life Formula? Dość typowy progmetalowy kawałek, już z większą dawką ciężkich gitar. Od czasu do czasu pojawi się coś niespodziewanego, np. złowrogie chórki zapodane niższym głosem tu i ówdzie, lecz takie wstawki dodają nagraniu tylko smaku.

Nadzwyczaj udana płyta i w dodatku pozbawiona wypełniaczy. Przemyślana w szczegółach, udana w aranżacjach i po prostu urzekająca. Aż nie mogę uwierzyć, że ZeroGravity nie podpisało kontraktu z jakimś gigantem wydawniczym w branży i zdecydowało się wypuścić krążek samodzielnie. Będę trzymał kciuki za Belgów i życzył im (i sobie, jak i innym słuchaczom przy okazji) równie udanego, kolejnego wydawnictwa.

Oficjalna strona zespołu: www.zerogravityband.be