Victory - Don't Talk Science

Victory - Don't Talk Science

Wydawca: Metronome / Polydor / Universal
Rok wydania: 2011

  1. Restless
  2. Speak Up
  3. Rockstar
  4. Love Kills Love
  5. Burn Down The City
  6. Down Load Down
  7. Right Between The Eyes
  8. Blinded By Darkness
  9. No Return
  10. Victim Of Lies
  11. Go To Hell
  12. Waiting For The Wind
  13. I'm So Excited

Skład: Jioti Parcharidis - śpiew; Tommy Newton - gitary; Peter Knorn - gitara basowa; Achim Keller - perkusja; Herman Frank - gitary

Produkcja: Tommy Newton i Herman Frank

Długie przerwy w aktywności niemieckiej formacji Victory spowodowały, że prawie zapomniałem o jej istnieniu. Na szczęście grupa przypomina się teraz całkiem solidnym krążkiem o tytule Don't Talk Science, który pierwotnie miał być wydany w 2009 r., jednak dołączenie Hermana Franka do składu reaktywowanego Accept odłożyło całą rzecz w czasie.

Zespół Victory powstał w 1984 r., kiedy to posypało się Fargo, czyli wcześniejsza grupa w której grali basista Peter Knorn, gitarzyści Tommy Newton i John Locton (ex- Wild Horses) oraz perkusista Bernie Van Der Graaf. Jeszcze przed wydaniem debiutanckiej płyty pierwszych dwóch wokalistów zastąpił finalnie Charlie Huhn (Gary Moore, Ted Nugent) - z nim w składzie zarejestrowano trzy studyjne albumy, ale i on pod koniec lat '80 zastąpiony został przez Fernando Garcię. Potem jeszcze przed połową lat '90 ekipa rozpadała się i schodziła ponownie, czego efektem były dwa kolejne studyjne krążki Voiceprint z 1996 r. i Instinct z roku 2003 (tutaj, co ciekawe, zaśpiewał ponownie Huhn). W zasadzie był to ostatni jak dotąd premierowy materiał, bo pochodząca z 2006 r. płyta Fuel To The Fire składała się z ponownie nagranych starych przebojów Victory. Ta więc dopiero w 2011 r. otrzymujemy porcję świeżych kawałków od niemieckiej formacji, za to nie ma na co narzekać, bo nowe utwory są mniej więcej stylistyczną wypadkową kilku ostatnich płyt Niemców. Za mikrofonem stoi teraz Jioti Parcharidis, gardłowy już wypróbowany przy okazji albumu Fuel To The Fire. Otwierający wydawnictwo numer Restless to dynamiczny rocker, który zdradza nieco surowe brzmienie dzieła (a to jeszcze tylko dodaje mu ostrości). Z jednej strony wiele podobieństw do starszych nagrań grupy, ale da się też wyczuć, że Herman Frank myślami jest wciąż w Accept. Chwilami muzyka tu zawarta może kojarzyć się również z kapelami szwajcarskimi - Shakrą i China (z czasów drugiej płyty). Podsumowując, jest to fajny i porywający kawałek. Speak Up, czyli drugi pilot na pokładzie, może trochę mylić bluesującym wstępem, bo w swej dalszej części to już taki "wnuczek" AC/DC przywodzący na myśl innych naśladowców słynnych Australijczyków jak np. Bullet. Na brak rozrywki narzekać z pewnością nie można, ścieżka buja aż miło. Rockstar zaczyna się od niefortunnych uderzeń w bębny, potem mamy trochę Dokkena, by wreszcie usłyszeć dźwięki bardzo zbliżone do tych, jakie Victory prezentowało z Garcią za mikrofonem. Ogólnie nagranie bardzo dobre, problemem pozostaje tylko mało wyraźne brzmienie, które przy poprzednich utworach jeszcze było strawne, a tutaj trochę gryzie w uszy. Co do brzmienia, lepiej jest z gitarami w kolejnym Love Kills Love, za to rażą mnie perkusyjne blachy - zbyt to rozmyte jak na mój gust. Oczywiście sama kompozycja jak najbardziej poprawna i zadowalająca. Posiada ona klimat i energię późnych lat '80 i wczesnych '90, co automatycznie zaliczam na plus. Fanów Victory z pewnością uraduje kawałek o tytule Burn Down The City, który bez żadnego wstydu mógłby znaleźć się na starszych płytach formacji. Ze ścieżki powinni być zadowoleni też miłośnicy takich kapel jak choćby Beau Nasty, a kto wie, czy i nie sympatycy starego Whitesnake. Na marginesie, linie wokalne z refrenów kojarzą mi się z co najmniej dwoma klasycznymi już kawałkami, w tym z Paradise City Guns N' Roses, a gitarowy podkład z solówki w zbliżonej wersji słyszałem w City To City Ratt... Down Load Down ma strukturę czysto rock'n'rollową i jak kto ma ochotę, może nawet do tego potańczyć. Jasne, takich piosenek były już tysiące, ale od przybytku podobno głowa nie boli. W Right Between The Eyes grupa wypadła bardzo amerykańsko (posłuchajcie choćby aranżacji chórków), zresztą obecnie tak próbuje grać też wiele zespołów ze Szwecji (przykładowo Crazy Lixx). Miła niespodzianka, bardzo miła. Chyba niepotrzebnie tylko w środek wstawiono partie talkboxu, bez nich byłoby moim zdaniem lepiej. Numer ochrzczony tytułem Blinded By Darkness wyróżnia się z dotychczasowego zestawu przede wszystkim tempem, które tutaj jest zdecydowanie wolniejsze, no i pewnym "mrokiem". Tu zespół mnie niczym nie zaskoczył i choć utwór jest formalnie poprawny, to raczej nie podbije mego serca. Dużo lepiej jest z No Return, który jakoś przywodzi mi na myśl dokonania niemieckiego Bonfire, mniej więcej z czasów Fuel To The Flames i Strike Ten, aczkolwiek inaczej są tu prowadzone wokale. Zdecydowanie lepiej niż w poprzedniej kompozycji. Ciekawostką jest kolejne w secie Victim Of Lies, gdzie doszukiwałbym się stylistycznej krzyżówki Keela z Jornem, no i rzecz jasna ze starym Victory. Nie ma tu jakichś szczególnych wodotrysków, lecz mimo to ścieżka ma w sobie "to coś". Go To Hell, hmm, całkiem interesująca galopada, sięgająca chyba korzeniami pamiętnego Kill The King Rainbow. Zadziorne brzmienie gitar, plus pędząca sekcja rytmiczna to patent wprawdzie oklepany, ale zawsze skuteczny (zapytajcie Pella ;)). W Waiting For The Wind kłania się Dokken, choć oczywiście tylko gitarowo, bo wokalnie to już zupełnie inna bajka (tu wskazałbym raczej Whitesnake). Nic odkrywczego, ale cieszy ucho i rozbudza sentymenty za muzyką, która królowała kiedyś. Zresztą i kończące płytę I'm So Excited od początku kojarzy się z latami '80 i ja tu słyszę np. Rainbow z epoki, kiedy śpiewał tam Joe Lynn Turner. Bardzo fajny numer, a jedynym tutaj zgrzytem jest jednostajnie grająca perkusja.

Jedno jest pewne, fani Victory i hard rocka w ogóle powinni po ten krążek sięgnąć obowiązkowo, bo to jeden z najlepszych albumów tej załogi. Na zestaw 13 kawałków przypadł tylko jeden słabszy, a poza samym brzmieniem ciężko się do czegokolwiek przyczepić (wierzę jednak, że kiedyś ktoś to zremasteruje). Wydawnictwo jak najbardziej polecam.

Oficjalna strona zespołu: www.victory-music.com