Steve Stevens - Atomic Playboys
Wydawca: WEA International
Rok wydania: 1989
- Atomic Playboys
- Power Of Suggestion
- Action
- Desperate Heart
- Soul On Ice
- Crackdown
- Pet The Hot Kitty
- Evening Eye
- Woman Of 1000 Years
- Run Across Desert Sands [Instrumental]
- Slipping Into Fiction
- Warm Female [japoński bonus track]
Skład: Parramore McCarty - śpiew; Steve Stevens - gitary, gitara basowa, śpiew w [9]; Kasim Sulton - gitara basowa; Anton Fig - perkusja; Thommy Price - perkusja; Philip Ashley - instrumenty klawiszowe
Gościnnie: Beau Hill, Fiona Flanagan, Bunny Hull, Paul Winger, Paulette Brown - chórki
Produkcja: Beau Hill i Steve Stevens
Steve Stevens to wszechstronny i utalentowany gitarzysta, niestety nie za dobrze znany w naszym kraju. Lista płyt, na których pozostawił po sobie ślad jest długa i różna pod względem gatunkowym, bowiem Stevens udzielał się już w projektach z gatunku pop, hard rock, fusion, jazz, flamenco... By wymienić chociażby jego dokonania sprzed czasów ukazania się jego pierwszej płyty solowej, powiem, że gitarzysta zagrał na kilku płytach Billy Idola, pojawił się na jednej z najlepszych płyt Michaela Jacksona - Bad (można go zobaczyć chociażby w teledysku do utworu Dirty Diana). Zagrał też rewelacyjne solo w utworze Top Gun Anthem, który skomponował razem ze znanym kompozytorem Haroldem Faltermeyerem, a owa piosenka znalazła się na soundtracku do filmu "Top Gun" (1986 r.). Z kolei po wydaniu płyty Atomic Playboys nawiązał współpracę chociażby z tak znanymi w świecie hard rocka zespołami jak Vince Neil Band, czy Adam Bomb.
O Atomic Playboys, debiutanckim solowym albumie Stevensa, dowiedziałem się prawie że przypadkiem. Zobaczyłem teledysk do tytułowego utworu, widziałem Steve'a tarzającego się z gitarą po ziemi i grającego w tym samym czasie wybitne solo na gitarze. Ponieważ nazwa wykonawcy od razu skojarzyła mi się ze wspomnianą solówką z filmu "Top Gun", pomyślałem: "Cholera, jaki wyrąbisty gitarzysta. Muszę koniecznie mieć jego solową płytę". Krążek wpadł mi w ręce dopiero kilka lat później, wiadomo, Polska to nie USA, tu takie wydawnictwa na półkach sklepów muzycznych nie leżą. Płyta jest bardzo dobra, aczkolwiek troszkę mnie rozczarowała. Po tym co słyszałem i widziałem, spodziewałem się czegoś lepszego, większej ilości ciekawych melodii i gitarowego wymiatania. Okazało się, że Steve Stevens nie nagrał płyty instrumentalnej, jak to robili inni wirtuozi, lecz zarejestrował typową dla lat '80 hard rockową płytę. Oczywiście ma to też swoje dobre strony, bo lubię taką muzykę, a i sam krążek sprzedał się pewnie lepiej, skoro pojawił się na nim wokalista. Tytułowe Atomic Playboys to jeden z najlepszych kawałków w zestawie. Nie zawiedzie fanów muzyki spod znaku Europe, Winger, Bonfire, czy Dokken. Doskonała gitarowa robota, zarówno riffy jak i solówka, która wpędzi w kompleksy niejednego "wioślarza". Niesamowita melodyka, wszystko zagrane składnie i na najwyższym poziomie. Klimat zmienia się wraz z Power Of Suggestion i to dość definitywnie. Tym razem nastrój oscyluje gdzieś pomiędzy bluesem a muzyką pop, na myśl przychodzi muzyka rozrywkowa z saksofonami, rogami i damskimi chórkami w tle (coś podobnego zrobił później Gary Moore w utworze Cold Day In Hell). Głos Perry'ego McCarty brzmi tu już ostrzej niż w poprzedniej kompozycji, wyraźniej słychać też partię gitary basowej, ale też na uwagę zasługuje perfekcyjna produkcja (wiadomo - Beau Hill poniżej pewnego poziomu nie schodzi, za cokolwiek się zabierze, to brzmi znakomicie). Action to cover piosenki glam rockowego zespołu Sweet. Jest to kawałek dość znany, bo sięgnęło po niego jeszcze Def Leppard na płycie Retrospective (1993 r.). Wersje Leppardów i Stevensa różnią się nieco, aczkolwiek obie wypadają dobrze - pierwsza lepiej pod względem wokalnym, druga pod względem gitarowym. W kilku recenzjach zmieszano z błotem balladę Desperate Heart, moim zdaniem zupełnie niesłusznie. Ciekawie połączono tu partie gitar akustycznych z instrumentami klawiszowymi, a i głos wokalisty idealnie pasuje do nastroju. Fani hard rockowych ballad, a szczególnie fanki, ten kawałek pokochają. Bardzo ciekawie brzmią ostre gitarowe riffy w Soul On Ice. To jakby połączenie hard rocka z punkiem, ale skojarzenia z tym ostatnim bardziej nasuwają się ze względu na pędzącą rytmikę niż na styl gry. Wściekłe solo przypomina te znane z później zagranych u Vince'a Neila na płycie Exposed. Znakomitą kompozycją jest Crackdown, urzekają w niej nieco szybsze AOR-owe aranżacje, zawieszenia rytmu, mniej typowe rozwiązania. Dobrze spisuje się tu też wokalista, jakby stworzony do śpiewania takich kawałków. Pet The Hot Kitty to dość przeciętna hard rockowa piosenka, aczkolwiek i ona ma swój urok. Po prostu jest gorsza od swoich poprzedniczek i pewnie dlatego na kolana nie powala (przy okazji pragnę zauważyć, że Steve Stevens nie zagrał chyba nigdy słabej solówki, co i tutaj słychać). Niestety to samo można powiedzieć o Evening Eye, której klimat kompletnie nie pasuje do tego krążka, za to nadawałby się jako ilustracyjny podkład pod jakiś typowy amerykański serial o policjantach z lat '80 ("Miami Vice" itp.). Miłośnicy muzyki spod znaku mieszanki AOR i pop powinni być za to tym numerem bardzo usatysfakcjonowani. W Woman Of 1000 Years zaśpiewał sam Steve Stevens i wypadło to nadspodziewanie dobrze. Lekko zachrypnięty głos Stevensa doskonale pasuje tu do bluesowej stylistyki, a i sam kawałek jest bardzo przyzwoity. Akustyczne Run Across Desert Sands to prawdziwy klejnot tego albumu i muzyki w ogóle. Ewidentne ciągoty Stevensa do instrumentalnej muzyki flamenco uwidoczniły się tutaj, podobnie jak i jego rewelacyjna technika gry prawą ręką. Takie utwory mogą sprawić, że niejeden rodowity Andaluzyjczyk z zazdrości zacznie obgryzać paznokcie! (nie dam sobie głowy uciąć, ale zdaje mi się, że Steve gra tu kostką, a nie palcami). Na zakończenie zaserwowano nam jeszcze solidną porcję rasowego hard rocka. Niesamowity jest ten riff napędowy w Slipping Into Fiction, niby nic nadzwyczajnego, a zarazem genialne. Ogólne wrażenie psuje tylko wokalista, który zaśpiewał jakoś tak beznamiętnie. Szkoda, bo mógłby to być hit.
Nie da się ukryć, że bardzo lubię grę Steve'a Stevensa. W światku gitarzystów był on bardzo ceniony, choćby ze względu na swoją uniwersalność, bo potrafił odnaleźć się w prawie każdej stylistyce. Pozostaje mi tylko wyrazić nadzieję, że chociażby po latach sytuacja się poprawi i zostanie doceniony również przez słuchaczy. Omawiana płyta warta jest posiadania, więc jeśli zobaczycie ją gdzieś przypadkiem, nie zastanawiajcie się długo nad jej zakupem.
Oficjalna strona artysty: stevestevens.net