George Lynch - Kill All Control

George Lynch - Kill All Control

Wydawca: Rocket Science Ventures / 101 Distribution / King Records / earMUSIC / Edel
Rok wydania: 2011

  1. Kill All Control
  2. Done
  3. Flys On The Wall
  4. Brand New Day
  5. Wicked Witch
  6. Voices In My Head
  7. Resurrect Your Soul
  8. Rattlesnake
  9. Sun
  10. Man On Fire
  11. My Own Enemy
  12. Son Of Scary (instrumental)
  13. Go It Alone

Skład: George Lynch - gitary, gitara basowa; London LeGrand - śpiew; Nic Speck - gitara basowa; Adrian Ost - perkusja
Gościnnie: Will Martin - śpiew; Keith St. John - śpiew w [7, 8, 10], chórki; Marc Torien - śpiew; Fred Coury - perkusja w [12]

Produkcja: George Lynch i Steven Slate

Amerykański gitarzysta George Lynch jawi się jako tytan pracy, od lat regularnie wydający swe dzieła pod różnymi szyldami. W ciągu ostatnich kilku lat mogliśmy usłyszeć jego grę choćby na nowym krążku Lynch Mob, debiutanckiej płycie Souls Of We, czy na wydanej rok temu solowej płycie Orchestral Mayhem, a już zbliża się debiut Tooth And Nail (kapeli kontynuującej stare brzmienie Dokken złożonej z jej byłych członków, minus Don Dokken).

Album Kill All Control miał być pierwotnie drugim krążkiem projektu Souls Of We, jednak podczas jego tworzenia i rejestrowania okazało się, że materiał pasuje bardziej na solową płytę Lyncha. Większość nagrań George zmajstrował przy udziale wokalisty Londona LeGranda (Brides Of Destruction) i perkusisty Adriana Osta (Powerman 5000), ale nie zabrakło gościnnego udziału kilku innych muzyków. Na przykład w numerze Son Of Scary za garami zasiadł Fred Coury z Cinderelli, a linie wokalne podzielili między siebie ponadto Will Marten (Earshot), Marc Torien (BulletBoys) i Keith St. John (Montrose, Burning Rain). Jeszcze przed zapoznaniem się z wydawnictwem miałem co do niego mieszane odczucia - z jednej strony pozytywnie nastawiony do tematu poprzednią solową płytą gitarzysty i zapowiedzią jakichś kontynuacji stylu klasycznego Dokken, z drugiej nieco powątpiewania spowodowanego informacją, iż większość materiału została skomponowana w zaledwie 10 dni. Tytułowe Kill All Control jakoś nie podbiło mego serca i już tłumaczę, dlaczego. Nie za bardzo odpowiada mi tutaj sposób prowadzenia linii wokalnych, są miejsca, gdzie gardłowy bardziej pasowałby do jakiejś muzyki alternatywnej, grunge'owej, czy modern rockowej. Kuleje też brzmienie perkusji - uderzenia w werbel brzmią jak pukanie w karton, blachy również nieczytelne. Coraz mniej ludzi kupuje fizyczny nośnik CD, coraz więcej słuchaczy zaopatruje się w sklepach typu iTunes, stąd i jakość brzmienia kompozycji systematycznie spada. Jedyne, co mnie tu "robi", to solówka Lyncha. Coś bardziej w moim guście to kolejny numer Done. Tym razem więcej klimatów a'la Lynch Mob, za wyjątkiem wokali, które mimo iż nieszczególne, to przynajmniej już nie tak drażniące jak przedtem. Dalej jedna z najlepszych pozycji w zestawie, mianowicie Flys On The Wall. Więcej kombinowania, ciekawsze zagrywki gitar, fajnie zaaranżowane chórki. Z jakichś powodów pewne fragmenty nagrania przypominają mi jedną z nowszych ścieżek Strypera. Życzyłbym sobie więcej takich utworów na tym krążku. Brand New Day ma w sobie coś z muzyki grunge, którą pomieszano z wpływami bliskowschodnimi, co zresztą dodaje kawałkowi smaku. Numer z każdym kolejnym odsłuchaniem podoba się bardziej, nawet jeśli nie słucha się takiej muzyki na co dzień. Czas na balladę w postaci Wicked Witch. Klimatycznie jest w tym coś z amerykańskiego country, szczerze mówiąc całkiem sporo. Całość w inny wymiar przenoszą specyficznie zaaranżowane partie wokalne, no i dodatki ostrzejszych gitar tu i ówdzie. Voices In My Head jest kawałkiem ciężkim i monotonnym, nasyconym wpływami industrialno-alternatywnymi. Zakładam, że to zabieg celowy, by kompozycja pasowała do swego tytułu. Niezależnie od celu, jaki zespołowi Lyncha przyświecał, numer jednak do mnie nie trafia. Kolejne w secie Resurrect Your Soul to takie przybrudzone i z lekka transowe Lynch Mob, ale może się podobać. Zrażają mnie wprawdzie nieco "nirvanowe" śpiewy, lecz jestem w stanie je tolerować. Za to na solówkę narzekać się chyba nie da. Rattlesnake to już coś dla fanów porządnego hard rocka. Dobry riff napędowy, a dalej znajomo brzmiące partie basu. Satysfakcjonujące refreny i tylko ewentualnie do zwrotek w liniach wokalnych można by mieć jakieś zastrzeżenia. Niezbyt ciekawie wypada Sun, jakby na siłę próbujące pożenić ze sobą szybszego hard rocka, punka i grunge. Do tego ta głupkowato zaaranżowana perkusja też raczej odstrasza. No, nie dla mnie to danie, nie dla mnie. Interesująco zapowiada się wstęp do Man On Fire, ale ścieżka zaczyna tracić wraz z wejściem wokali. Szkoda, mógł być z tego niezły hard rockowy kawałek. Z drugiej strony i tak jest to znacznie lepsze od poprzednika. My Own Enemy to jeszcze jedna ballada urozmaicająca zestaw. Mimo swego grungeo'wego wydźwięku w magiczny sposób dość łatwo trafia w mój gust. Coś mi mówi, że jeszcze kilka przesłuchań i pokocham ten numer bez reszty. Nadeszła pora na to, co mnie zwabiło do odsłuchania tej płyty - instrumentalne Son Of Scary. Jest to luźna interpretacja sławnego Mr. Scary z repertuaru Dokken. Pewne partie mocno przearanżowano, dodano trochę improwizacji tu i ówdzie, gdzieniegdzie pojawia się więcej groove'u, ale przede wszystkim zmieniło się brzmienie na "nowocześniejsze". Ogólnie jestem z tego numeru zadowolony, choć zdecydowanie wolę jego pierwowzór. Fanom hard rocka zwłaszcza tego klasycznego, powinien spodobać się utwór Go It Alone. Jakieś nawiązania do psychodeliku z lat '60, znajdzie się tu i coś z Iron Butterfly i coś z Deep Purple, czy nawet Zeppelinów. Nic odkrywczego, ale i nic, czego grupa musiałaby się wstydzić.

Płyta hybrydowa, z jednej strony sporo w niej ech z lat '80, z drugiej zbyt dużo jak na mój gust brzmień nowoczesnych (jeśli można tak powiedzieć o brzmieniach z lat dziewięćdziesiątych). Ponad połowa utworów całościowo lub częściowo trafi w gust hard rockowego słuchacza, do reszty przekonają się chyba tylko zdeklarowani fani twórczości Lyncha. Posłuchać wydawnictwa na pewno warto, dla kilku kawałków można rozważyć zakup ("die hard fans" George'a powinni brać w ciemno).

Oficjalna strona artysty: www.georgelynch.com