Dio - Lock Up The Wolves
Wydawca: Phonogram / CD Maximum / Reprise / Rhino Flashback / WEA / Universal
Rok wydania: 1990
- Wild One
- Born On The Sun
- Hey Angel
- Between Two Hearts
- Night Music
- Lock Up The Wolves
- Evil On Queen Street
- Walk On The Water
- Twisted
- Why Are They Watching Me
- My Eyes
- Hide In The Rainbow [bonus track]
- Love Is All [bonus track]
- Sitting In A Dream [bonus track]
- Homeward [bonus track]
Skład: Ronnie James Dio - śpiew; Rowan Robertson - gitara; Simon Wright - perkusja; Teddy Cook - gitara basowa; Jens Johansson - instrumenty klawiszowe
Produkcja: Tony Platt i Ronnie James Dio
W drugiej połowie lat '80 dziwnym zrządzeniem losu muzycy zaczęli uciekać z szeregów Dio. Najpierw zdezerterował Vivian Campbell, szybko zastąpiony przez Craiga Goldy'ego, który jednak po wydaniu płyty Dream Evil także odszedł, by zająć się swoją solową karierą, a zaraz po nim nawiała i reszta muzyków. Tak więc w lata dziewięćdziesiąte ubiegłego wieku Ronnie James Dio chcąc nie chcąc wszedł z zupełnie nowym składem i zawitał do studia nagrań, by zarejestrować album Lock Up The Wolves.
W kolejnym wcieleniu grupy Ronniego znaleźli się zarówno doświadczeni muzycy, jak i mniej znane wówczas osoby w muzycznym światku. Za perkusją zasiadł Simon Wright bębniący wcześniej w AC/DC, klawisze obsłużył Jens Johansson, który wykazał się już u Yngwiego Malmsteena. Resztę składu reperezentowali mniej znani instrumentaliści - basista Teddy Cook grał raptem w mało popularnych zespołach jak Hotshot (za to później zawitał w szeregi Great White), ale jeszcze większą sensacją było zatrudnienie "żółtodzioba", czyli osiemnastoletniego w owym czasie gitarzysty Rowana Robertsona. Piąta studyjna płyta Dio o ciekawym tytule Lock Up The Wolves ukazała się w 1990 r. i jakoś furory nie zrobiła. Pamiętam dobrze, co się działo w momencie jej wydania na rynku muzycznym. Klasyczny hard rock nie był wtedy popularny, w mediach królowała bardziej melodyjna, amerykańska wersja tej muzyki zwana hair metalem. Z drugiej strony coraz silniej rosła popularność thrash i death metalu, dawała o sobie znać muzyka industrialna, w dodatku niewiele później miał pojawić się grunge. Zdecydowanie nie były to dobre czasy dla klasycznego hard rocka... Choć album nie odstawał zbyt daleko od pierwszych dzieł Dio, list przebojów nie podbił. Krążek rozpoczyna się od dynamicznego utworu Wild One, który jest niczym innym jak przyzwoitym, rozbujanym rock'n'rollem. Nowy wioślarz sprawuje się doskonale, zarówno w riffach, jak i w solówce, zresztą akurat Ronnie miał zawsze talent do dobierania sobie zdolnych gitarzystów. Zastanawiać może brzmienie wydawnictwa, tkwiące uparcie w korzeniach pierwotnego hard rocka, co u progu lat '90 wydawać mogło się już archaiczne. Kolejne w zestawie Born On The Sun to kompozycja nawiązująca swym stylem do czasów, gdy Ronnie śpiewał w szeregach Black Sabbath z jednej strony, ale i mająca coś z klimatów jego bytności w Rainbow i automatycznie również coś z genialnego Holy Diver. Tu jest wolniej, za to nie brakuje potęgi i charakterystycznego patosu. Głos Dio jakoś dziwnie kojarzy mi się w tym nagraniu z techniką śpiewania Tony'ego Martina... Podsumowując, jedna z najlepszych pozycji na tutejszym CD. W Hey Angel robi się mroczniej, posępniej. Piosence rozpaczliwie brakuje jakiegoś zapadającego w pamięć riffu, mimo iż ten tutaj wykorzystany jest i tak całkiem przyzwoity. Kawałek ujdzie, o ile jest się w szczególnym nastroju na jego słuchanie, a już po trzech piwach, to w ogóle kończą się wszelkie narzekania. Było szybko, było ciężko, było mrocznie, to teraz ballada. Between Two Hearts jest dość typową przedstawicielką grupy wolniejszych nagrań Ronniego, niestety w tym wypadku mało urzekającą i kolejne niestety - jednym z tego powodów są mało ciekawe linie wokalne lidera formacji. Cięższe i wolniejsze momenty tej ścieżki za to powinny spodobać się fanom Black Sabbath. Dalej jest na szczęście lepiej, bo dostajemy Night Music. Jest to jedna z tych perełek płyty, gdzie dzieje się najwięcej, mamy sporo smaczków różnego rodzaju, jak choćby zagrywki otwierające utwór (choć po prawdzie to słyszałem podobne wcześniej np. u Van Halena czy Dokken). Później wchodzą bardziej typowe dla hard rocka riffy, które mają w sobie coś z psychodeliku i grania chociażby na styl Iron Butterfly. Na kolejnej pozycji tytułowa kompozycja Lock Up The Wolves, którą dziwnym trafem najlepiej zapamiętałem z całego krążka, może dlatego, że jest tak cholernie wolna i do tego mroczna. Chciałoby się rzec, że to typowe, wolne Black Sabbath. Znów odnajduję w głosie Ronniego coś z Martina, cóż, najwidoczniej wielcy wokaliści potrafią uczyć się od siebie nawzajem. Jedną z rzeczy ponadto godnych uwagi jest tu bardzo zgrabna solówka młodego Robertsona. Evil On Queen Street dla odmiany to niezła dawka knajpianego heavy bluesa. Sunący ciężkim, powolnym krokiem kawałek, przy którym któraś tam z kolei szklanka whisky przechodzi gładko przez gardło, nawet bez rozcieńczalnika. Swoją drogą, również fajny numer, gdy za oknem jesienna lub zimowa pogoda. Na Walk On The Water nie powinni obrazić się fani Whitesnake, mniej więcej tego w wydaniu z roku 1987 z Sykesem na wiosełku. Inna sprawa, że i ci, których niegdyś urzekło Stand Up And Shout, również znajdą tu coś dla siebie. Szybki, pędzący do przodu na złamanie karku numer, w dodatku uzbrojony w adekwatną do siebie solówkę, gdzie Rowan nie tylko wstawił kilka należnych w takiej sytuacji flażoletów, ale jeszcze wycisnął wszystkie soki ze swoich strun. W Twisted łącza się wpływy Black Sabbath z wczesnym Whitesnake (tym bluesującym, ale ostrym) i wypada to nadzwyczaj dobrze, tym bardziej, że doskonale pasuje do tego głos i maniera wokalna Dio. Naprawdę fajny numer, którego wartość podnosi jeszcze dodatkowo wesoła, amerykańsko brzmiąca solówka w wykonaniu najmłodszego członka zespołu. Dobrym wałkiem na koncerty jest następny w zestawie kawałek o tytule Why Are They Watching Me. Charakterystycznie "pompowane" tempo wróży dobrą zabawę i zachęca do szybszego wywijania kudłami. Liryki odpowiednie do kompozycji, po prostu rock'n'roll! Na finiszu umieszczono zgrabną, ponad sześciominutową pół-balladę zatytułowaną My Eyes. W połowie ścieżki ballada zamienia się w ostrzejszego hard rocka i praktycznie pozostaje w takim klimacie już do końca. Najbardziej zadowoleni będą z niej miłośnicy Black Sabbath. Wydanie płyty, które wpadło w moje ręce, zawiera jeszcze jeden utwór bonusowy w postaci wersji demo Hide In The Rainbow. Piosenka jest świetna i szkoda, że nie znalazła się w podstawowym zestawie nagrań. Czemu? Nie wiem, może dlatego, iż większą rolę grają tu klawisze, podczas gdy reszta setu dotychczas zdominowana była przez gitary.
Kiedy płyta się ukazała, jakoś nie przypadła mi szczególnie do gustu, ale wtedy słuchałem zupełnie innych rzeczy. Teraz po latach patrzę na nią dużo łaskawszym okiem i uznaję za dobre i solidne wydawnictwo, ba jestem nawet gotów bronić tego albumu w konfrontacji z innymi dziełami Dio. Wprawdzie wciąż moim ulubieńcem pozostaje krążek Holy Diver, jednak mam przeczucie, że od teraz po Lock Up The Wolves będę sięgał częściej niż raz na dziesięć lat. Płycie naprawdę warto dać szansę.
Oficjalna strona artysty: www.ronniejamesdio.com