Alice Cooper - Welcome 2 My Nightmare

Alice Cooper - Welcome 2 My Nightmare

Wydawca: Bigger Picture / Universal Music Group / Classic Rock
Rok wydania: 2011

  1. I Am Made Of You
  2. Caffeine
  3. The Nightmare Returns
  4. A Runaway Train
  5. Last Man On Earth
  6. The Congregation
  7. I'll Bite Your Face Off
  8. Disco Bloodbath Boogie Fever
  9. Ghouls Gone Wild
  10. Something To Remember Me By
  11. When Hell Comes Home
  12. What Baby Wants
  13. I Gotta Get Outta Here
  14. The Underture
  15. Flatline [bonus track]
  16. Under The Bed [bonus w edycji Classic Rock]
  17. Poison (Live at Download Festival) [bonus w edycji Classic Rock]
  18. We Gotta Get Out of This Place [bonus w edycji deluxe]
  19. No More Mr. Nice Guy (Live at Download Festival) [bonus w edycji deluxe]
  20. The Black Widow (Live at Download Festival) [bonus w edycji deluxe]
  21. A Bad Situation [iTunes bonus track]

Skład: Alice Cooper - śpiew, harmonijka; Michael Bruce - gitary, instrumenty klawiszowe, chórki w [4 7, 11]; Dennis Dunaway - gitara basowa, chórki w [4, 7, 11]; Neal Smith - perkusja i instrumenty perkusyjne, chórki w [4, 7, 11]; Steve Hunter - gitary w [10, 11, 12]; Keith Nelson - gitary, chórki w [2]; Dick Wagner - gitara prowadząca w [14]; Tommy Denander - gitary w [1]; Vince Gill - gitara prowadząca w [4, 13]; Ke$ha - śpiew w [12]; Rob Zombie - chórki w [6]; John 5 - gitara w [8]; Chuck Garric - gitara basowa; Piggy D - gitara basowa w [5]; David Spreng - perkusja w [5]; Kip Winger - chórki w [6, 9]; Patterson Hood - gitara w [13]; Damon Johnson - gitara w [18]; Keri Kelli - gitara w [18]; Jimmy DeGrasso - perkusja w [18]; Pat Buchanan - gitary; Vicki Hampton - chórki; Wendy Moten - chórki

Produkcja: Bob Ezrin

"A co by było, gdyby Alicja miała kolejny koszmar?" - zapytał producent Bob Ezrin Coopera, gdy tamten zaproponował wspólne nagranie sekwela dla Along Came A Spider. No i stało się, zamiast kontynuować koncept Pająka, duet wokalista-producent zabrał się za "kręcenie" kontynuacji klasycznego albumu Welcome To My Nightmare. Alice Cooper nie ukrywał, że w kilku miejscach nowa płyta miała brzmieć jak jego krążki z lat '70, w tym celu nawet zaprosił do współpracy dawnych znajomych w osobach Dunawaya, Bruce'a i Smitha.

Nie tylko Cooper i Ezrin wzięli się za wspólne komponowanie materiału na Welcome 2 My Nightmare, skorzystano też z pomocy zewnętrznych songwriterów takich jak Tommy Henriksen, Keith Nelson (Buckcherry), Desmond Child (sprawdzona marka), Dick Wagner (jeszcze jeden współpracownik z przeszłości), Chuck Garric (koncertował z Alicją podczas trasy w 2011 r.), czy Jeremy Rubolino (komponował na potrzeby filmów). Na liście płac znajdziemy też wiele sław muzyki rockowej czy metalowej, by wymienić choćby Kipa Wingera, Tommy'ego Denandera, Johna 5 i Roba Zombie. Zarówno poprzednia płyta długogrająca, do tego EP-ka Alice Does Alice i singiel promujący krążek narobiły mi apetytu na kolejną dawkę muzyki od Coopera, a Welcome 2 My Nightmare w praktyce ani trochę mnie nie zawiódł. Na dzień dobry zaskoczył mnie jednak niemiło kawałek I Am Made Of You. Co to do cholery ma być, pomyślałem. To brzmi jak jakaś ballada pop, jakie nagrywały swego czasu popularne boysbandy. W takim też klimacie mamy klawiszowe podkłady, ale co gorsze, proszę posłuchać samego głosu Alice'a! Brzmi tu on zupełnie, jak nie on, z dodatkiem jakiegoś komputerowego efektu. No, straszna skucha, rzucająca poważny cień na płytę już na jej starcie. Jedyna tu pociecha to zgrabna solówka Denandera. Ruszają pierwsze dźwięki Caffeine i wielkie "Ufff!". Wreszcie jest rockowo, trochę w stylu cyrków, jakie Cooper odstawiał w latach '70. Tu już mamy chwytliwe melodie i rzecz nie kalającą opinii mistrza. A mistrz jest w dobrej formie wokalnej, ale to już było przecież słychać na wcześniejszych wydawnictwach, więc nie ma żadnej niespodzianki. Z nadzieją, że ten poziom utrzyma się dalej, zabieram się za słuchanie kolejnego kawałka. The Nightmare Returns, czyli powrót koszmaru, na szczęście tego w pozytywnym znaczeniu. W sumie to taka wstawka, nieco teatralna, do jakich Alice nas już przyzwyczaił w czasie swojej kariery, ale mam też i miłe skojarzenia z podobnymi patentami z obozu Savatage. Mimo iż to tylko króciutka miniaturka, fajnie że się tutaj znalazła. A Runaway Train jest z kolei pozycją radośniejszą i przede wszystkim bardziej skoczną, w dodatku jakąś taką amerykańską (gdyby brzmienie było lżejsze, wyszłoby z tego country). Może się podobać. Amerykanom spodoba się na pewno. No i fani tej Alicji z lat '70 też powinni być ukontentowani, wszak mamy tu w komplecie Michaela Bruce'a, Dennisa Dunawaya i Neila Smitha. Dalej jajcarska ścieżka o tytule Last Man On Earth. Bardzo ciekawy efekt udało się tu ekipie Coopera uzyskać. Na myśl przychodzą mi obwoźne orkiestry niemieckie i austriackie sprzed stu lat, hehe. Dobry żart, przynajmniej udany w przeciwieństwie do pierwszego nagrania z zestawu. Może nie wielkim hitem, ale jednak całkiem udanym numerem jest The Congregation, z gościnnym udziałem w chórkach panów Zombiego i Wingera. Piosenka wydaje się bardzo amerykańska, zarówno przywodzi na myśl coś z country, jak i rocka stadionowego. Dobrze dobrano tu te wszystkie króciutkie gitarowe solówki. Jednym z najjaśniejszych punktów krążka jest z pewnością kompozycja I'll Bite Your Face Off. Melodii tutaj nie brakuje, wspaniale pod tym względem spisują się instrumentaliści i sam Alice. Do tego dochodzą ciekawe aranżacje, w których nie zabrakło różnego rodzaju smaczków, w tym pewnego instrumentu, którego odgłos przypomina mi nakręcanie starego, radzieckiego zegarka marki Vostock ;). Ubawiłem się po pachy słuchając następnego w zestawie Disco Bloodbath Boogie Fever. Nabijanie się z muzyki dyskotekowej, chyba nawet nabijanie się z nabijania się z Britney Spears i innych gwiazdek przez Eminema. Jakiś prześmiewczy kawałek w podobnym stylu miało też chyba Lordi. Fajna karykatura, bo mamy tu i prościutkie melodyjki i słowne wyliczanki, z tą różnicą, że w pewnym momencie wchodzi porządny rockowy riff i zaraz po nim dochodzi wymiatana solówka. Rozrywkową pozycją jest też Ghouls Gone Wild, najwyraźniej Alicji dopisuje dobry humor. Nagranie kojarzy mi się z kawałkami umieszczanymi pod koniec lat '90 i koło roku 2000 w amerykańskich filmach z serii "chamskich komedii młodzieżowych". Taki ni to modern punk, ni to modern rock, ale wszystko podane na wesoło. Something To Remember Me By to z kolei ballada, która ma szansę pogodzić zarówno tych fanów twórczości Coopera z lat '70, jak i tych, którym bardziej odpowiada jego wcielenie z drugiej połowy lat '80 i początku '90. Głos Alice'a brzmi tu bardzo czysto, gdyby tak zapodać komuś ten numer znienacka i zapytać, kto tu śpiewa, ciężko byłoby go poznać. Gitarowa solówka mogłaby być tu bardziej wymyślna, a tak poza tym nie ma się do czego przyczepić. When Hell Comes Home opiera się na ciężkim, wolnym riffie i chyba kierowane jest do tych słuchaczy, którym podobało się Feed My Frankenstein. Klimat kawałka jest dość ponury, by nie rzec, jesienny. Doskonale się go słucha z wieczora, gdy za oknami jest już ciemno. Przy majstrowaniu nagrania What Baby Wants Cooper zaprosił do współpracy niejaką Ke$hę, by damskimi wokalami ozdobiła ścieżkę. No cóż, nawet nie wiem, kim ta pani jest, choć jej pseudonim obił mi się gdzieś o uszy. Po usłyszeniu jej tutaj, jakoś wcale nie mam ochoty owej pani poznawać, to po prostu nie moje klimaty. Sam kawałek jest dość przyzwoity, mimo iż drażni mnie tu trochę rytmika perkusji. Nie ma się co przejmować, lepiej zabrać się za następną kompozycję, I Gotta Get Outta Here. Tutaj raz jeszcze Alice Cooper flirtuje z muzyką country z właściwym sobie wdziękiem. Serc mieszkańców Nashville i Mrągowa pewnie nie podbije, ale trzeba przyznać, że z punktu widzenia - czy też słyszenia - słuchacza muzyki rockowej wypada to nieźle. Całego albumu w takim stylu pewnie bym nie strawił, jednak w takich ilościach jak tutaj jest to jak najbardziej OK. Na marginesie, fajnie wypada ten chór pod koniec ścieżki. Płytę zamyka instrumentalna kompozycja The Underture przygotowana z dużym rozmachem. Mamy tu interesującą orkiestrację, jakiej nie powstydziłby się pewnie inny mistrz, Meat Loaf. Rzecz jakby zupełnie oderwana od reszty, jakby z zupełnie innej bajki, ale przyznam się szczerze, że po kliku przesłuchaniach krążka już nie wyobrażam sobie go bez tego nagrania.

Wystarczyłoby wyrzucić z albumu pierwszy numer i mielibyśmy dzieło genialne. Od kilku lat Alice Cooper jest w świetnej formie, a do tego potrafi dobrze dobierać sobie współpracowników. Welcome 2 My Nightmare posiada wszystkie cechy, które lubię w porządnych wydawnictwach: sporą dawkę chwytliwych melodii, ponadprzeciętnie dobrą produkcję i dużą różnorodność stylistyczną (utwory znacznie się od siebie różnią). W zasadzie, bez owijania w bawełnę, krążek można kupić w ciemno. To chyba najlepsze dzieło Alicji od czasów Hey Stoopid.

Oficjalna strona artysty: alicecooper.com